Przejdź do głównej zawartości

Myśl do przodu!


Wielu ludzi nie potrafi używać swojego mózgu. Społeczeństwo wymaga od nas zaniemyślenia, a my często ulegamy presji. Na szczęście myślenie nie boli. Tylko skutki naszych decyzji mogą okazać się bolesne. 

Możemy obrać dwie drogi myślenia.
Droga 1 - W pełni oddaję się Duchowi Świętemu. Ufam, że prowadzi mnie w życiu. Analizuję każdą sytuację oraz przewiduję jej skutki. 
Droga 2 - W sposób nieświadomy oddaję się duchowi społeczeństwa. Nie wybieram w sposób świadomy. Podążam za tym co modne. 

Naszym celem i zadaniem jest myślenie do przodu - wcześniejsze przewidywanie skutków oraz rozsądne czerpanie z baz naszego mózgu. To ja sam decyduję o swoim życiu, nawet jeśli społeczeństwo oszukuje mnie i pokazuje, że postępując inaczej będzie dla mnie lepiej. Najważniejsze to być szczęśliwym z bycia sobą. 

Nawet czyniąc dobro możemy zrobić szkodę. Zapamiętaj, że nie ma łatwego dobra! Coś co przyszło łatwo i wydaje się być dobre na 90% pochodzi od złego.
Bóg chce od nas aby nasze dobro kosztowało nas sporo wysiłku. 

Każdy z nas może swój los kształtować. 
Weźmy jako przykład Alicję. Dziewczyna ma lat 19 stoi przed wyborem studiów. Dostała się na bardzo dobrą uczelnię, na taki kierunek jaki chciała. Jednak pojawia się w jej życiu chłopak. Kusi od ją aby wyjechała z nim za granicę, aby zamieszkali razem. Alicja może wybrać: spełnianie swoich marzeń, albo porzucenie studiów i życie w grzechu z chłopakiem, którego intencje nie płyną ku niej z czystej miłości. 
To oczywiście tylko bardzo prosty przykład kształtowania losu. Na co dzień stajemy przed dużo mniej spektakularnymi wyborami. Ale czasem właśnie mały wybór: Wstać rano na Mszę Świętą czy pospać godzinę dłużej i sobie dzisiaj odpuścić - może mieć znaczący wpływ na nasz los. 

Pracuj nad swoją wolą.
Pokochaj siebie.
I myśl do przodu...

~Małgosia~


pierwsza część artykułu oparta na
konferencji Pana Jacka Pulikowskiego.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jezus nie jest kiełbasą aby go czuć

Narodziłeś się Panie Jezu.  Po raz kolejny miliony ludzi na świecie całymi tygodniami przygotowywały się do Twojego przyjścia. Widziałeś to? Kupowali wiele prezentów, sprzątali domy... Tyle przygotowań! Tyle czekania, szukania pierwszej gwiazdki!  Cudownie jest mieć takie urodziny! Wszyscy świętują, czekają na ten wyjątkowy dzień. Ale Panie Jezu musisz być szczęśliwy! Ja też czekałam. Było mi jednak trochę smutno gdy przez pierwsze dwa tygodnie tak dużo słyszałam o końcu świata. Wiesz jak dużo emocji jest w moim sercu na myśl o paruzji. Później jednak zrobiło się trochę weselej. Codziennie opowiadali o Maryi i o tym jak zgodziła się Ciebie przyjąć. Mówili też o jej krewnej Elżbiecie i o Janie Chrzcicielu.  Codziennie o 5 wstawałam aby już o 6 być w Twoim domu. W tym roku byłam tam o 6, a nie o 6.30 jak zawsze. Chciałam poznać trochę Twoją Mamę zanim Cię urodzi. Dlatego chodziłam śpiewać Godzinki. Ale trochę ich nie rozumiałam. Czasem trochę mi się oczy zamykały. Bo wiesz,

OKWB - moja droga do normalności

Wczoraj późno w nocy utknęłam na Poznańskim dworcu. Pociągi nie kursowały, a informacji o tym w jaki sposób dojedziemy do domu nie było. Wydawać by się mogło, że sytuacja beznadziejna. Ja jednak byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa. Mój powrót do domu troszkę się opóźniał dzięki czemu nadal trwałam w duchowym uniesieniu w jakie się wbiłam odwiedzając Jasną Górę na Spotkaniu Młodych z Biblią. Jak zaczęła się moja przygoda z konkursem? W zeszłym roku wzięłam udział w konkursie nie przygotowując się do niego. Udało mi się przejść etap szkolny jednak na naukę było już trochę za późno. Mimo wszystko przygotowania do etapu diecezjalnego dały mi bardzo dużo. Już wtedy podjęłam decyzję, że za rok postaram się zacząć wcześniej aby czuć się pewnie. No i stało się. Początkowo byłam przerażona zakresem materiałów. (Ps, Flp, Gal) Stopniowo zaczęłam się przekonywać co do psalmów. Poświęciłam trochę czasu w wakacje nad studiowaniem Słowa, a w styczniu zaczęłam już na dobre przygotowywać się do

Sobota - Wielka lub mniej wielka

W zeszłym roku uświadomiłam sobie, że Wielka Sobota to chyba najsmutniejszy dzień w roku. Dlaczego Sobota, a nie Piątek? Przecież śmierć Chrystusa wspominamy dzień wcześniej. Jednak to właśnie Sobota wzbudza w moim sercu najwięcej żalu... Klęczę adorując Pana przy grobie, a co pół godziny pojawiają się setki ludzi. Co pół godziny kościół pęka od ilości zgromadzonych "wiernych". Cudownie prawda? Gdzie jednak są Ci ludzie na co dzień? Gdzie są Ci ludzie w niedziele? Dlaczego przychodzą do Pana gdy Go nie ma? Dlaczego przychodzą gdy leży w grobie? A nawet wtedy nie zwracają na niego uwagi. Liczy się przecież poświęcenie jajek prawda? Dlaczego ludzie nie przyklękają przed wystawionym Najświętszym Sakramentem? Dlaczego nie podejdą do krzyża i nie ucałują go z pokorą? Przecież to dla nas Panie umarłeś. Zrobiłeś to tak samo dla mnie jak i dla nich. Dlaczego tak niewielu to docenia? Dlaczego Panie? Jakże piękne byłyby kościoły gdyby Ci wszyscy ludzie pojawiali się częściej niż w